Noc była chłodna, spowita delikatną mgłą, przenoszącą wspomnieniami do uliczek Shoreditch w Londynie. Tylko jeszcze mroźniejsze powietrze i osadzająca się szadź na samochodach przypominała mi, że tym razem znajduję się w Warszawie. Szybkim krokiem przemierzyliśmy historyczny Plac Powstańców Warszawy. Patrząc na remontowany budynek hotelu Warszawa przypomniała mi się słynna fotografia, na której został uwieczniony moment uderzenia pocisku, wystrzelonego z pociągu pancernego na dworcu głównym, w budynek towarzystwa ubezpieczeniowego w czasie powstania warszawskiego. Zanim podzieliłem się swoją myślą z przyjacielem dotarliśmy do budynku Wedla, gdzie wciąż znajduje się firmowa kawiarnia. W witrynach śmiejący się ludzie, radość, ciepło, przy jednym stoliku mama z dwójką dzieci, mimo późnej pory, popijała słynną czekoladę i gdyby nie stroje gości i wszechobecne smartfony można by pomyśleć, że czas w tym miejscu się zatrzymał, a gdzieś tam wewnątrz nadal siedzi Bolesław Prus albo Henryk Sienkiewicz i kreśli kolejne strony jednej ze swoich powieści.
Skręciliśmy w lewo, prowadzeni chodnikiem wzdłuż zabytkowej elewacji kamienicy przy Szpitalnej 8, dotarliśmy do kresu naszej wyprawy. Gdyby nie subtelny napis na drzwiach na pewno ominęlibyśmy to miejsce. Panujący półmrok oraz kotary skrywają skutecznie wnętrze lokalu przed przypadkowym gościem. Jak to dobrze pomyślałem, bo po bardzo ciężkim dniu ostatnią rzeczą na jaką miałem ochotę to przekrzykujący się tłum. Dzwonek do drzwi utwierdził mnie w przekonaniu, że wybór El Koktel na dzisiejszy wieczór był słuszny. Uśmiechnięta twarz Pawła witającego nas w drzwiach, ile to już lat pomyślałem.. przecież ostatni raz widzieliśmy się w …., no właśnie jakże by inaczej w El Koktel tyle że wtedy mieścił się on na ul. Poznańskiej. Paweł, to nie tylko światowej klasy barman, który wraz ze swoim przyjacielem Mateuszem postanowił otworzyć swój własny bar, ale to przede wszystkim prawdziwy gospodarz który szanując obecność mojego gościa nie rozprawiał o minionych latach i po krótkiej wymianie zdań, wskazał nam kilka wolnych miejsc w niewielkim lokalu. Wiedział, że tego wieczoru jeszcze nie raz będzie okazja by powspominać dawne czasy. Wybraliśmy miejsca przy barze zajmującego sporą cześć dolnej sali, ciemne lakierowane drewno blatu, ciepłe w dotyku, wygodne hokery do tego woda i orzeszki na powitanie.
Wysokie pomieszczenie z wydzieloną niewielką antresolą, przy jednym ze stolików jakaś para, młodzi, piękni, zakochani. W sali obok nas czwórka przyjaciół, tuż obok kolejna para. Mimo niewielkiej odległości miedzy stolikami jedni drugim nie przeszkadzają, przy barze trzech gości, których na co dzień możesz spotkać po drugiej stronie kontuaru w innych lokalach, zapewne przyszli sprawdzić co słychać u zaprzyjaźnionej konkurencji. Ze swobodnych rozmów można poznać, że znają się od lat, a miedzy nimi jest nić sympatii, a nie zawiść jak to często bywa u szefów kuchni.
Sebastian, który tego dnia nas obsługiwał widząc, że nawet nie zaczęliśmy przeglądać karty pogrążeni w rozmowie, kilkoma prostymi pytaniami odgadł nasze potrzeby i przygotował dokładnie to, o co chodziło. Z każdą chwilą i z każdym kolejnym łykiem drinka chłonąłem to miejsce z jego klimatem i kulturą. Próbowałem sobie przypomnieć, czy gdzieś na świecie spotkałem już takie miejsce. Nie ma tu złota, czy modnej ostatnio miedzi, a jednak wnętrze jest eleganckie i przytulne, ale nie jest podzielone na enklawy. Możesz się tu czuć dyskretnie, ale nie samotnie, może być też towarzysko, choć nie nachalnie. Patrząc na ściany zdałem sobie sprawę, że żaden mężczyzna nie jest w stanie trafnie określić nazwy tego koloru. Można by się pokusić o określenia „zieleń oceanu”, a może „morska głębia” tylko po co, skoro i tak nie będzie to właściwa nazwa i jedynym pewnikiem jest fakt, iż ten kolor po prostu pasuje. Zresztą każdy element jest tu bardzo dokładnie przemyślany i dopasowany do reszty, nawet mała ukryta pod schodami łazienka jest fajnie urządzona.
Kolejne drinki postanowiliśmy wybrać z karty, w oczy od razu wpadła mi Dai-Cure-Skłodowska. Jak mało jest takich miejsc w Polsce, gdzie chociaż w nazwie będzie nawiązanie do naszej historii, kultury czy tradycji. Ile jest lokali gdzie w karcie są te same nazwy klasyków i różnią się tylko kolejnością? W ilu lokalach zobaczysz drinki, których po tygodniu nie będziesz pamiętał? Tym razem zamówienie przyjął Mateusz ze szczegółami opowiadając o każdym przygotowanym koktajlu. Słuchając historii i przyglądając się jego pracy nie dziwiło mnie to, że to właśnie on (podobnie jak Paweł) reprezentował Polskę na światowym konkursie Word Class. Kolejne drinki i kolejne propozycje, część z karty, część z poza – ciekawe, zaskakujące, pełne i nie przesadzone, sprawiły że wieczór stał się nocą i tylko mroźne powietrze oraz wcale nie wysoki rachunek przypomniały mi znowu, że cały czas jestem w Warszawie.
Informacje
El Koktel
ul. Wojciecha Górskiego 8
00-033 Warszawa
Czynne:
wt-czw: 18:00-23:45
pt-sob: 18:00-02:00
tel:507 456 447